Wiele z tych historii sięga, jak się okazuje, czasów dzieciństwa Autorki. Maria Ewa Letki, urodzona 2 listopada, powiedziała mi kiedyś: „taka data urodzenia zobowiązuje; wiecznie grzebałam w przeszłości, a warunki były sprzyjające: urodziłam się i mieszkałam na Śląsku, w starych domach. Skarb średzki raz tak opisany, związany z czeskim królem, jego żoną Blanką, ze średzkim Żydem, z XIII I XIV wiekiem pozostaje w tym stanie od czasów jego odkrycia, czyli od roku 1988. Teraz każdy kto zechce dotykać się tego tematu, zawsze będzie zasugerowany wcześniejszymi opiniami. Banknoty z PRL warte fortunę. To skarby ukryte w naszych domach. Za jeden możesz otrzymać kilka tysięcy złotych! 50 000 złotych Ceny zaczynają się od ok. 50 zł. Za banknot w stanie Gdzie szukać skarbów w starych domach? Gdzie szukać skamielin? Bursztyn. Gdzie szukać i kiedy? Gdzie w Polsce można chodzić z wykrywaczem metali? Pokrycia używane w przeszłości znacznie tracą na swoich właściwościach. To efekt wieloletniego kontaktu z deszczem, śniegiem czy promieniami słońca. Ogromne znaczenie ma technologia wykonania dachów w przeszłości. W większości przypadków dachy na starych domach to niskojakościowa papa czy skorodowana blacha. Vay Tiền Trả Góp Theo Tháng Chỉ Cần Cmnd. - Ludzie często nie wiedzą, jakie skarby mają w domach - emocjonuje się kolekcjoner Tomasz Rudkowski. Odwiedził blisko 200 mieszkańców, rozmawiał z nimi, zdobywał fotografie. Teraz możemy je oglądać na wystawie "Dawny Sulechów". Niezwykłą kolekcję dawnych widoków miasta możemy oglądać w bibliotece. Została przygotowana przez dwóch autorów-kolekcjonerów starych zdjęć i widokówek: Adama Śliwińskiego i Tomasza Rudkowskiego. To trzeba zobaczyć!- Szykowałam właśnie wystawę pana Śliwińskiego z okazji 29 stycznia, rocznicy wyzwolenia miasta, gdy zupełnie przypadkiem zjawił się pan Rudkowski, przyszedł po jakieś książki - opowiada Jolanta Grefling z biblioteki, która przygotowała ekspozycję w czytelni. - Od słowa do słowa okazało się, że pan Rudkowski zainteresował się kolekcją i powiedział, że też ma ciekawe zbiory. Skontaktowałam zatem obu kolekcjonerów, efektem jest zaś obecna przyjść do książnicy, żeby zobaczyć wyłożone w ośmiu gablotach kolekcje Śliwińskiego i Rudkowskiego. Pierwszy z panów prezentuje doskonale opisane i zidentyfikowane stare widoki Sulechowa. Ulice, place, budynki, skwery. Drugi porównuje na fotografii to, co dawne z obecnym. Mamy zatem stare zdjęcie (lub widokówkę) i to samo miejsce sfotografowane dziś. Widać dzięki temu, jak się zmieniło miasto. Patrzymy na dawny niemiecki hotel i powojenną Mozaikę, oglądamy gimnazjum i porównujemy z dzisiejszym liceum, zastanawiamy się czy plac przez zborem ładniejszy był kiedyś, czy może 200 rozmów- Zaczęło się przypadkowo, chyba z 10 dziesięć lat temu. Byłem w firmie komunalnej Supekom, płaciłem za mieszkanie - opowiada pan Tomasz. - Tam na ścianach wisiały stare widokówki miasta i to mnie kupił aparat fotograficzny (jeszcze analogowy), sam nauczył się po amatorsku robić zdjęcia i ruszył w plener. Chciał przede wszystkim uwiecznić urodę miasta. - Sulechów to piękne miasto, trzeba je pokazywać, dokumentować i właśnie za to się wziąłem - dodaje. - Zwłaszcza przed wojną Zullichau wyglądał bardzo ładnie. Stąd wziął się pomysł porównywania tych samych miejsc kiedyś i dziś. Uznałem, że to ważne. Udało mi się zebrać około 600 przedwojennych fotogramów i obecnie do nich odnoszę Tomasz wykonał niesamowitą robotę. Indywidualnie dotarł mianowicie, jak ocenia, do 200 sulechowian, głównie tych, którzy osiedlili się tuż po wojnie. Rozmawiał z nimi, pozyskiwał zdjęcia i... łapał następne kontakty. - Metodą jeden od drugiego - śmieje się. - Bardzo często ludzie nie wiedzą, jakie mają w domach zaskakujące, T. Rudkowski zawodowo zajmuje się... sprzedażą części samochodowych. Zatem fotografowanie grodu Sulecha, to jego pasja. Daleko od To są rewelacyjne fotografie! Zwłaszcza te "zdjęciowe porównania" pana Tomasza, nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam - emocjonuje się J. Grefling i namawia każdego, kto może wpaść do książnicy, żeby to uczynił. W Polsce ubywa ruder, ale wciąż co piąte mieszkanie pamięta czasy II RP, lub nawet zaborów. Czy mieszkający w tych domach ludzie mogą się czuć bezpiecznie? W Głównym Urzędzie Nadzoru Budowlanego (GUNB) "Gazeta Wyborcza" dowiedziała się, że tylko w 2012 r. inspektorzy budowlani wydali nakazy rozbiórki 467 budynków mieszkalnych z powodu "niewłaściwego utrzymania obiektu", czyli zaniedbań chodzi o stan techniczny i wyposażenie naszych mieszkań, to w ciągu ostatnich dwóch dekad odnotowaliśmy ogromny postęp. Znaleźli ukryty w kominku sejf. To, co było w środku poruszyło internautów 10:04Czasem w starych domach mogą być ukryte prawdziwe skarby. Przekonali się o tym pewni internauci, którzy kupili dom, wyremontowali go, a następnie w kominku znaleźli ukryty sejf. Nie spodziewali się tego, co było w w serwisie › Tagi: Dom Kod z obrazka: Komentarze (0): © 2008-2022 - Wszelkie prawa zastrzeżone. Wszystkie artykuły i zdjęcia należą do ich prawowitych właścicieli. pusty dom przy 2,317 Scottwood Avenue w Toledo, Ohio potrzebował pracy. Jego szare, burzowe gonty zostały zerwane i połamane, dach był omszony. Trawnik był zarośnięty, a frontowy ganek zregenerowany żywopłotami. Wewnątrz poplamiona Tapeta obrana i powieszona. Gęsty kurz i gruz pokryły podłogę i klatki schodowe, niezakłócone, być może przez lata. mimo to, na zdjęciach z aukcji, przez okna pięciopokojowego domu rzemieślniczego wpadło światło. Pod zaniedbaniem błyszczały drewniane boazerie. Kupujący mógł sobie wyobrazić, gdzie może pójść stół, gdzie przyjaciele zbierają się na przyjęcia. Łatwo byłoby wyobrazić sobie transformację, jaką może przynieść warstwa farby, jak to jest chodzić po wyremontowanych drewnianych podłogach lub wracać do tego rozległego przedpokoju. dla wielu Amerykanów, szczególnie młodych ludzi w miastach, w których wartości nieruchomości przewyższają dochody, taki dom jest niemożliwym marzeniem. Ale 2,317 Scottwood Ave zostało wymienione za jedyne 48,500 dolarów, według konta na Instagramie, Tanie stare domy. Zillow szacuje, że hipoteka na dom będzie kosztować $178 miesięcznie. Tanie stare domy nazywają się ” najbardziej nienaruszoną architektonicznie króliczą dziurą, w jaką kiedykolwiek upadłeś — – nie bez powodu. Kompulsywnie przewijalne konto na Instagramie publikuje strumień zniszczonych, ale eleganckich domów jednorodzinnych w całej Ameryce. Większość jest na sprzedaż za mniej niż $100,000. Często kosztują znacznie mniej. konto prowadzi Elizabeth Finkelstein, konserwator zabytków i założycielka Circa Old Houses, strony poświęconej sprzedaży domów z epoki. Cheap Old Houses powstała w 2016 roku, aby podkreślić niedrogie oferty. Konto poruszyło kulturalny nerw, gromadząc ponad 400 000 zwolenników. przemawia do projektantów poszukujących projektu i młodych urbanistów, którzy chcą wierzyć, że niedrogie mieszkania istnieją w ponurej erze posiadania domu. Niektórzy nazywają to pornografią. Inni nazywają to eskapizmem. Przede wszystkim jest to strumień Instagram dla architektów. „Nie dziwię się, że większość mojej publiczności pochodzi z Nowego Jorku”, mówi Finkelstein. „Jeśli siedzisz w swoim boksie o 14: 00 i widzisz dom za $15,000, myślisz, dlaczego po prostu nie wrzucę ręcznika i nie zrobię tego? „Wszystkie domy, które mógłbyś mieć, gdybyś chciał.” większość tanich starych domów została zbudowana w XIX i na początku XX wieku, w okresach prosperity i wzrostu w Ameryce zachodniej i Nowej Anglii. Finkelstein uwielbia domy jednorodzinne, jednorodzinne z gankami frontowymi, ozdobną stolarką, kolumnami i schodami. Uwielbia domy z historią. nieruchomości na Instagram konto Tanie stare domy jej napisy wypełnione wykrzyknikiem tryskają nad oryginalnymi kuchniami i łazienkami w domach, które wyglądają tak, jakby zostały wyrwane z kapsuły czasu. Rozkoszuje się” nigdy nie wymienionymi ” nieruchomościami, domami, które od czasu ich budowy były własnością tylko jednej rodziny. „Kiedy widzisz oryginalną kuchnię, jest to wyjątkowe, ponieważ jest rzadkie”, mówi. „Jeśli wszystko jest białe z kuchnią magazynową Home Depot, nie pokażę czegoś takiego.” jednak mimo całego ich uroku, większość z tych słodkich jak guzik fixerów jest tania, ponieważ są w przelotnych miastach Środkowego Zachodu lub głęboko w zmagającym się z rdzą pasie. Dla amerykańskiego ucha, te miasta mogą być znane: kiedyś słynęły z produkcji tego lub tamtego. Były to Miasta, w których ludzie chcieli mieszkać. Ale spowolnienie gospodarcze i upadek amerykańskiego przemysłu sprawiły, że wiele społeczności nie było w stanie powstrzymać krwotoku miejsc pracy i ludzi. Domy siedzą puste i popadają w ruinę. Dom & Dom Otwarty © Dreamstime Witamy w nowym newsletterze dla inteligentnych ludzi zainteresowanych rynkiem nieruchomości i ciekawych designu, architektury i wnętrz. W każdy piątek, w skrzynce odbiorczej. Zarejestruj się tutaj jednym kliknięciem Środkowy Zachód miasta Anderson, Indiana, funkcje regularnie na tanie stare domy. Drużyna koszykarska Andersona trzykrotnie zdobyła mistrzostwo stanu, najpierw w 1935, a następnie ponownie w 1937 i 1946. Miasto Hoosier było tak dumne z Indian Anderson, że zbudowało jedno z największych gimnazjów w USA-Wigwam. Sukcesy sportowe wynikały z silnej gospodarki i rosnącej populacji. Robotnicy byli przyciągani do pracy w miejskim przemyśle motoryzacyjnym. Ale dziś sprzedaż biletów na sezon koszykarski w Anderson spadła, a 9000-osobowy Wigwam został zamknięty. „zapisy do naszej szkoły się skończyły” – mówi Stephen Jackson, historyk hrabstwa, który mieszka tu od 76 lat. „Nie mamy dzieci, ponieważ nie mamy młodych ludzi. Nie mamy młodych ludzi, ponieważ nie mamy pracy, która będzie wspierać styl życia, którego chcą.” rozkwit Andersona rozpoczął się w 1926 roku, kiedy General Motors wybrał miasto na siedzibę dwóch oddziałów swojej korporacji. Populacja Andersona wzrosła z około 40 000 w 1930 roku do 70 000 w 1970 roku. GM zatrudniało co najmniej 24 tys. Anderson był zamożny i w tym czasie upowszechnił się dom, mówi Jackson. Ale uzależnienie od jednego pracodawcy pozostawiło miasto bezbronne. Zwolnienia w połowie lat 80. doprowadziły do wysokiego bezrobocia, a na początku XX wieku po przedłużającym się konflikcie ze związkami zawodowymi, GM zamknęło oba swoje oddziały. chcę, żeby te domy były w rękach ludzi, którzy je pokochają. Nie chcę, żeby ich przewrócili. osoby uprawnione do wcześniejszej emerytury pozostały, w tym Jackson, który pracował dla GM jako inżynier jakości przez 39 lat. Jego synowie, którzy pracowali w zakładach w letnie wakacje i zamierzali zostać po studiach, wyjechali, aby znaleźć pracę, podobnie jak tysiące innych. inne miasta, które regularnie pojawiają się w tanich starych domach — Pittsburgh w Pensylwanii, Detroit w Michigan i Dayton w Ohio — mają podobne historie. Wiele mniejszych miast straciło szpitale lub skonsolidowane szkoły wraz ze spadkiem liczby uczniów. Walmarty i autostrady podcięły uliczki małych miast. Impuls, który kiedyś zdefiniował te regiony, jest paliwem dla dzisiejszej, naładowanej nostalgią polityki. w XIX i na początku XX wieku, gdy warunki w zatłoczonych amerykańskich miastach pogarszały się dla wszystkich, oprócz bogatych, przeprowadzka na wieś lub przedmieścia stała się aspiracją narodową, wzorcem migracyjnym, który przyspieszył wraz z rozwojem pojazdu silnikowego. Wyidealizowane obrazy życia podmiejskiego były publikowane w czasopismach, które reklamowały wysyłkowe domy ” kit ” za mniej niż kilka tysięcy dolarów. te wysokiej jakości domy z drewna są dostępne w atrakcyjnych, dostosowywanych wzorach, które można zamówić przez katalog, wysłać pociągiem i zmontować na miejscu w ciągu kilku dni. szczyty, dekoracyjna stolarka i frontowe ganki z domów Sears lub Aladdin stały się stylami synonimami amerykańskiej architektury domowej i często pojawiają się na tanich starych domach. „Te domy były skierowane nie na fantazje, ale na klasę średnią”, mówi Richard Guy Wilson, historyk architektury i profesor University of Virginia School of Architecture. Martwi się o to, jak upadek małomiasteczkowej Ameryki wpłynie na przyszłość tych domów. „Jestem historykiem architektury-wierzę w ratowanie rzeczy” – mówi. „Ale te małe miasteczka nie rysują ludzi.” ” kto chce się teraz przeprowadzić do Youngstown w Ohio?”dodaje. „Youngstown, Ohio, właśnie pojechało do nowheresville.” „pogorszenie koniunktury gospodarczej jest największym zagrożeniem dla zachowania, ponieważ ludzie nie mogą się modernizować” – mówi Finkelstein. Ale jej misja ratowania najbardziej bezbronnych domów Ameryki jest również romantyczna. Ona chce, aby były one zamieszkane, a nie „przywrócone do purycznego poziomu”, ideału, uważa, że zniechęca przeciętnego nabywcy domu. „Chcę, aby te domy były w rękach ludzi, którzy je pokochają”, mówi. „Nie chcę, żeby ich przewrócili.” Finkelstein dorastał w fixer-upper. Agentka nieruchomości, która pokazała rodzicom grecką farmę w północnej części stanu Nowy Jork, powiedziała, że byli jedynymi ludźmi, którzy nawet wysiadli z samochodu. Życie dorastające w tym domu, podczas gdy jej rodzice go odrestaurowali, informowało o gustach Finkelsteina w Nieruchomościach. ale kiedy jej rodzice, chcąc zmniejszyć wiek Na emeryturze, próbowali sprzedać dom, walczyli. Cechy takie jak oryginalne kafelki lub ozdobna stolarka wymagająca konserwacji są zwykle wadami w tradycyjnych nieruchomościach. Finkelstein wiedział, że są kupcy, którzy chcą tego rodzaju specjalistycznej nieruchomości, ale widział, że sprzedający walczą, aby do nich dotrzeć. Syracuse, New York © @ SyracuseHistory Schroon Lake, Nowy Jork Syracuse, New York © @ SyracuseHistory Louisville, Georgia w tym czasie stary był elegancki. W jej dzielnicy Brooklyn i w mediach społecznościowych styl vintage był wszędzie. Uważała, że konserwacja zabytków nie angażuje się w ten ruch. Wraz z mężem, projektantem cyfrowym, zastanawiała się: „dlaczego nie założymy strony internetowej, która przemówi do tej potrzeby i uchwyci wszystkie te bolesne punkty na rynku?” w 2013 roku urodziło się ok. Przeglądając oferty nieruchomości w poszukiwaniu ukrytych skarbów, Finkelstein zaczął pisać kolumnę na stronie Circa zawierającą najtańsze oferty. Potem post, który napisała dla strony o nazwie „dziesięć za mniej niż 50k”, stał się wirusowy. Ludzie pisali, bombardując Finkelsteina bardziej historycznymi domami. Założyła konto na Instagramie i nazwała je”tanimi starymi domami”. „zrobiłem to dosłownie, aby ludzie wiedzieli, w co się pakują” Wykorzystuje zdjęcia z ofert nieruchomości i podkreśla szczegóły, które wielu może przegapić, dzięki czemu „dom ma trochę więcej szans”, mówi. dla wielu renowacja historyczna może być bardziej romantyczna na Instagramie. Nabywcy starych domów muszą radzić sobie ze zgniłymi dachami, gontami azbestowymi i farbą ołowianą. A domy niekoniecznie są tanie na dłuższą metę, po uwzględnieniu kosztów napraw i konserwacji. W niektórych przypadkach istnieje dodatkowy koszt remontu domu z historycznym oznaczeniem, które wymaga rozległego pozwolenia na budowę. ” są ludzie, którzy patrzą na stary Dom i myślą: „Są też ludzie, którzy mówią:” to wygląda na niesamowitą ilość pracy. To są ludzie, do których próbuję dotrzeć.” Anderson, Indiana szuka nowej tożsamości. „Zawsze byliśmy znani z czegoś”, mówi Jackson. Ma nadzieję, że tania własność Andersona i niskie koszty utrzymania przyciągną handel i młodych mieszkańców. Uważa, że elastyczna praca oparta na technologii może uratować miasta takie jak Anderson, ponieważ ludzie z dobrze płatną pracą są wolni do pracy zdalnej. „Można tu dostać bardzo ładny dom za nie dużo pieniędzy”, mówi. Elizabeth Finkelstein: „kiedy wchodzisz do starego domu, to łączy wszystkie Twoje zmysły.’ „nie jestem na tyle naiwny, aby myśleć, że konserwacja zabytków może przywrócić miasto, ale to jest to, co mój kanał odgrywa rolę”, mówi Finkelstein. Jej podejście do ochrony poprzez media społecznościowe zmieniło Sektor, docierając w mgnieniu oka do tysięcy odbiorców. osoby, które odrestaurowały polecane domy, mogą zamieszczać zdjęcia z tagiem # CheapOldHousesSaved, a Finkelstein pokazuje je na swoim koncie. Ostatecznie, jak mówi, sukces konta sugeruje szersze zmęczenie: ludzie są zmęczeni kupowaniem Nowych Rzeczy i coraz bardziej zainteresowani naprawą starych. Finkelstein mieszka teraz w podmiejskim domu w stylu Cape Revival z lat 40., po opuszczeniu Nowego Jorku z mężem, gdy stało się dla nich zbyt drogie, aby zostać. Szukają własnego taniego starego domu, „czegoś straconego i szukają kogoś, kto go pokocha” – mówi. ” kiedy wchodzisz do starego domu, to łączy wszystkie Twoje zmysły. Słyszysz lekkie skrzypienie i czujesz patyny w powietrzu. Stare domy to magiczne miejsca.” dodatkowe informacje Ændrew Rininsland śledź @FTProperty na Twitterze lub @ft_houseandhome na Instagramie, aby dowiedzieć się najpierw o naszych najnowszych historiach. Subskrybuj Ft Life na YouTube, aby zobaczyć najnowsze filmy z FT Weekend Żyjemy na cmentarzach, na przedmiotach, które mówią o naszej przeszłości. O wartości skarbu świadczy powiązana z nim historia, tło i kontekst. A i tak w sytuacjach ekstremalnych najcenniejszym przedmiotem, obok jedzenia, okażą się zwykłe majtki - mówi Joanna Lamparska, autorka książki „Ostatni świadek. Historie strażników hitlerowskich skarbów”.Czym były skarby hitlerowców? W powszechnym mniemaniu przewija się złoto zrabowane więźniom obozów koncentracyjnych, dokumenty, dzieła tym wszystkim, co zostało zrabowane przed i w czasie II wojny światowej podbitym narodom, w tym ludności żydowskiej. Mówimy o prywatnych rzeczach, ale przede wszystkim o gigantycznych kolekcjach muzealnych, wyposażeniu kościołów, w tym dzwonach, które Niemcy na potęgę kradli. Ja lubię mówić, że skarby hitlerowskie to materialne ofiary wojny. Po prostu. Temat ten poruszał znany film z Mattem Damonem, George’em Clooneyem pod polskim tytułem „Obrońcy skarbów”. Angielski tytuł brzmiał „Monuments men” i nawiązywał do istniejącej alianckiej jednostki tropiącej zrabowane przez Niemców skarby. Swoją drogą szef „Monuments men” był w Polsce z tajną misją w sprawie pewnego skarbu. No, ale to zupełnie inna historia. W Polsce też mieliśmy podobne grupy. Zaraz po II wojnie światowej w teren ruszyli muzealnicy i historycy sztuki. Objeżdżali miejsca w Polsce, również tereny, które należały wcześniej do Niemiec, tak jak chociażby Dolny Śląsk, i tropili ukryte zabytki. Ich zadaniem było po prostu przywrócić je muzeom. Swoją drogą, kiedy dziś patrzę na to, jak muzealnicy np. we Lwowie, w Kijowie przenoszą dzieła sztuki do schronów, do podziemi, jak zabezpieczają posągi workami z piaskiem, mam poczucie potwornego deja vu. Warto zaznaczyć, że każdy kraj ma swoje procedury zabezpieczania zbiorów w czasie różnego rodzaju zagrożeń, w tym wojny. Mam wrażenie, że dla wielu osób określenie skarb oznacza coś, co jest „do wzięcia”, pomijając oczywiście ekonomiczną definicję. Taki tzw. garniec ze złotymi monetami, który po odnalezieniu będzie można spieniężyć i się wzbogacić. Słyszymy np. historie o poszukiwaniach zatopionych galeonów hiszpańskich przez zawodowe grupy poszukiwaczy. Natomiast mówimy o rzeczach, które są dobrem posiada swoją definicję archeologiczną. Ona jest bardzo konkretna. Natomiast ja w „Ostatnim świadku” chciałam tę definicję poniekąd rozszerzyć. Objąć nią nie tylko przedmioty materialne, złożone gdzieś w sekretnym miejscu. Skarb jest niemal zawsze związany z sytuacją zagrożenia, z wojną, ze strachem, z ucieczką. Bo wtedy chowamy rzeczy dla nas cenne, prawda? Zabezpieczamy tak, żeby nikt tego nie znalazł. Zatem skarby to wiedza o tym, gdzie coś zostało ukryte, ale także wiedza o ludziach, którzy cenne przedmioty ukrywali. Ale to również nasze marzenia o tym, że kiedyś cenny skarb odkryjemy, co pan słusznie zauważył. Mnóstwo ludzi żyje myślą, przeświadczeniem, że wiedzą, gdzie jest np. Bursztynowa Komnata. Mało tego, nadzieja na przeżycie wielkiej przygody ze skarbem jest o wiele lepsza niż samo rozpoczęcie poszukiwań. Ukułam wręcz teorię, że bardzo wielu poszukiwaczy byłoby nieszczęśliwych, gdyby te wielkie, mityczne skarby zostały odkryte. Natomiast same skarby drugiej wojny możemy podzielić na dwa rodzaje - najpierw to skarby grabione przez państwo w sposób instytucjonalny, czyli chociażby wywiezienie z Krakowa ołtarza Wita Stwosza lub wywiezienie z Sieniawy tzw. wielkiej trójki - „Portretu młodzieńca”, „Damy z łasiczką” i „Krajobrazu z miłosiernym Samarytaninem”. To oczywiście grabienie kolekcji muzealnych, ograbianie banków, przejmowanie ich aktywów. Kradzieżą instytucjonalną było również ograbianie ofiar obozów koncentracyjnych. W ramach takiego państwowego rabunku penalizowane było, jako niezgodne z prawem Hitlera, przywłaszczanie sobie nawet drobnego fragmentu rabowanych dóbr, np. przez strażników obozowych. A drugi rodzaj wojennych skarbów?Nazywam je rodzinnymi skarbczykami. Każdy człowiek na świecie takie ma. Np. polskie rodziny szlacheckie, wiedząc, że nadchodzą Niemcy czy Rosjanie, po prostu ukrywali swoje cenne, bliskie im przedmioty, najczęściej zakopując w parkach, piwnicach. Tak samo działo się np. na Dolnym Śląsku, kiedy niemieckie rodziny, gdy nadchodziła Armia Czerwona, zdały sobie sprawę, że wojna jest przegrana. Przedmioty zakopywano, zamurowywano - wspomina pani o tym w książce. Tak, ukrywano w ścianach, w podłodze, pod dachem. Raz w życiu widziałam pewną metodę ukrycia skarbu - mieszkańcy jednego z domów wynieśli wannę, wymościli ją futrem, włożyli tam rzeczy, które byłych dla nich najcenniejsze. Następnie zasłonili ją plandeką, zasmołowali i zakopali w ogrodzie, zapewne jesienią 1944 r., kiedy ziemia nie była jeszcze na tyle zmrożona, twarda i można było tak wielką dziurę wykopać. Dzisiaj, po tylu latach od wojny, znajduje się przede wszystkim takie właśnie domowe skarbczyki. Odkrywane są czasem przez przypadek, „wychodzą” przy badaniach archeologicznych, przy budowach autostrad itp. Żyjemy właściwie na cmentarzach, na przedmiotach, które mówią o naszej przeszłości. Pisze pani w książce, że powojenną Polskę ogarnęła gorączka poszukiwań skarbów. Polacy chcieli je wszystkie znaleźć, np. na Śląsku, na - jak to się wtedy mówiło - Ziemiach Odzyskanych. Poszukiwań na wielką skalę nie zorganizowały tylko placówki muzealne? Jeżeli pan spojrzy na notatki prasowe, to od pierwszych dni powojennych, w 1945 roku pojawiają się od razu te informacje o znaleziskach. I one zaczynają krążyć - ludzie chcą szukać, ktoś gdzieś słyszał o złocie... Część tych wieści się potwierdzała. A dlaczego? Dolny Śląsk jest wyjątkowy pod tym względem. Pod koniec wojny Guenter Grundmann, konserwator zabytków z tej części ówczesnej III Rzeszy, dostał zadanie zabezpieczenia kolekcji muzealnych. Lokalnych, ale też przyjeżdżały tu również eksponaty z Berlina. I on musiał te setki obrazów, mebli, organów, wyposażenie kościołów gdzieś rozlokować. Wysyłał je na prowincję, to do pałaców, do zamków, do prywatnych dworów, rezydencji, do szkół. Pałaców było na Dolnym Śląsku wówczas ponad 1500. I kiedy weszła tu Armia Czerwona, to te wspaniałe meble, obrazy itd. tutaj były. A za pierwszoliniowymi jednostkami szły tzw. brygady trofiejne, z historykami sztuki. I sowieci te skarby rabowali instytucjonalnie, np. na Dolnym Śląsku zagarnęli między innymi „Stańczyka” Matejki, którego nam oddali jako dar braterski Związku Radzieckiego dla Polski. To był pierwszy etap. Wkrótce nadciągnęli polscy osadnicy. Oni, robiąc remonty w poniemieckich domach, zaczynali się na skarby natykać. Potem szukali w lasach, ogrodach, np. nakłuwając ziemię szpikulcami. No i trafiali. Znajdowali bieliznę, sukienki w słoikach, banknoty. I Dolny Śląsk zaczął się ludziom ze skarbami kojarzyć. I wszystkie inne poniemieckie terytoria zresztą funkcjonują w świadomości jako eldorado. Mieliśmy sytuację bardzo podobną do tego, co teraz się dzieje. Proszę spojrzeć, ci biedni ludzie, którzy przyjeżdżają do nas z Ukrainy, uciekając przed wojną, czego potrzebują przede wszystkim? Bielizny, ubrań, podstawowych rzeczy. Dla osadników polskich na Ziemiach Odzyskanych majtki były bardzo cennym towarem. Notowano wówczas mnóstwo kradzieży bielizny, pościeli. Złotem tych pierwszych powojennych dni były też maszyny do pisania. Niemcy funkcjonowali w skomplikowanej strukturze biurokratycznej. Maszyn mieli mnóstwo, a polscy urzędnicy potrzebowali ich niezmiernie wówczas, żeby tworzyć nowe dokumenty. Papieru też nie było i dlatego polskie władze wykorzystywały niemieckie druki. Zgadza się. Ale jest jeszcze kolejna rzecz. Na terenie Polski zaczęła działać, właściwie ponad prawem, Komisja Specjalna do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym. Ona miała takie same możliwości jak radzieckie CzeKa, z jednym wyjątkiem - nie mogła wykonywać wyroków śmierci na miejscu. Zdarzało się, że ktoś poszedł na rynek handlować spodniami znalezionymi w niemieckim domu. To jeśli go złapali, to groziła mu kara 6 lat obozu pracy. Działało również Przedsiębiorstwo Poszukiwań Terenowych, które miało zabezpieczać mienie przemysłowe, pofabryczne, ale śledziło też tych, którzy znajdowali prywatne skarby. Zatem z jednej strony odbywało się instytucjonalne odzyskiwanie skarbów, z drugiej były też odkrycia, nazwijmy je, prywatne. A wiemy, że odbywał się na Ziemiach Odzyskanych tzw. szaber, niekiedy bardzo zorganizowany. Ludzie są ludźmi. W tamtych czasach, w instytucjach nie służyły osoby o przeszłości kryształowej. Wielu dla siebie coś „przytulało”. Piszę o sprawie niemieckiej rodziny Baumgartenów, bogatych, niemieckich przemysłowców. Oni, uciekając, wszyli sobie do płaszczy kilkanaście tysięcy dolarów. I zostali aresztowani przez kogoś z miejscowych. Zawiezieni do sołtysa, który wezwał komendanta milicji. Po rodzinie Baumgartenów nie ma śladu, do dzisiaj. To są straszne, bardzo skomplikowane historie. Ten sam sołtys jest zamieszany w jeszcze inną sprawę. Niemcy wskazali mu grobowiec, wielkie mauzoleum, do którego Niemcy pod koniec wojny znosili swoje najcenniejsze przedmioty. I znów to nie były sztaby ze złotem, a raczej futra, bielizna, zastawa kuchenna. Skarb z mauzoleum się dzisiaj szuka skarbów? Trzeba być pewnie trochę detektywem, ale też i mieć dobrą kondycję, by wytrzymać pracę w terenie. Archiwa są w tym kontekście najważniejsze. To właśnie w nich można znaleźć najwięcej tego, co można nazwać skarbem. Mamy dziś bardzo dużo nowych dokumentów, nowych opracowań, zahaczających coraz bardziej o wczesne lata PRL. Są zeznania, relacje ludzi, wspomnienia, pamiętniki. Dopiero po takiej lekturze można iść w teren. Oczywiście, wskazówek są w stanie dostarczyć świadkowie, ci, którzy jeszcze żyją. Tyle że to ryzykowne. Zamiast skarbu wpadka?Tak. Moi koledzy eksploratorzy rozmawiali kilka lat z mieszkańcami jednej z wsi. Chodziło o zatopiony czołg. On miał znajdować się w bagnie niedaleko miejscowości i wielu jej mieszkańców przysięgało, że oni jeszcze ten czołg widzieli, nawet chodzili po nim, każdy opisywał jego wygląd. To jak zbiorowa pamięć. Mityczny czołg w bagnie…Ci moi koledzy zgromadzili fundusze, wydzierżawili działkę, gdzie ów pojazd miał się znajdować, i rozpoczęli ciężką pracę. Oczywiście żadnego czołgu tam nie było. Trafili na złomowisko - jakieś druty, kawałki starych maszyn. W Konopielce jest fragment opowiadający o zakopanym złotym koniu. Wszyscy w tego konia wierzą, no ale nikt go nie będzie kopał, żeby broń Boże się nie rozczarować. Badacze często stawiają czoła takiemu rozczarowaniu, ale trzeba podkreślić, że w badaniu historii nie chodzi o wyszarpanie czegoś ziemi, tylko pokazanie pewnego kontekstu - archeologicznego, historycznego. Podam przykład, pracownicy Parku Narodowego Gór Stołowych odnaleźli związaną z Górami Stołowymi historię o samolocie, który rozbił się na terenie dzisiejszego parku. Po nitce do kłębka dotarli do informacji o pilocie tej maszyny, do zdjęć z jego pogrzebu. Ustalili jego trasę i to, kto szczątki tego samolotu po prostu wywiózł. Na tym polega się tło, opowieści powiązane z przedmiotem? To jest właśnie najciekawsze! Podam przykład - miałam w rękach orła ze skarbu średzkiego. Skarb tysiąclecia, największy, jaki mamy w Polsce. No i co? Obraca pan w rękach ten kawałek złota z kamieniem, bardzo piękny zresztą… Ale jaka historia za nim jest związana! A bez kontekstów byłby to tylko przedmiot, który ktoś mniej obeznany, może z innego kraju, po prostu by przetopił i sprzedał. Skarbom poświęciła pani większość swoich książek. Skąd to zainteresowanie tajemnicami przeszłości? Może fascynacja z dzieciństwa? Każdy czuł dreszczyk emocji, próbując odgadnąć, co się kryje gdzieś w ciemnym pomieszczeniu, w starej szafie, na strychu…Właśnie tak. Będąc dzieckiem, zdarzało mi się specjalnie udawać chorą. Mama miała miękkie serce i pozwalała mi zostawać w domu, nie iść do szkoły. Rodzice szli do pracy, babcia, która także u nas mieszkała, szła na zakupy i wtedy hulaj dusza! Po szafach można było szukać do woli. Odkrywałam, proszę pana, dokumenty, np. po moim dziadku, który był ze Lwowa; znalazłam niesamowite listy mojego wujka, brata mojej babci, który był w Armii Krajowej, a po wojnie uciekł do Buenos Aires. I on w jednym z tych listów ostrzegł babcię, żeby nie pisała do niego, bo to grozi śmiercią. To wszystko było bardzo tajemnicze, w domu nie mówiło się o takich rzeczach. Swoje zrobił sam Dolny Śląsk, stare, poniemieckie domy, w których było mnóstwo przedmiotów, o których jako nowi mieszkańcy nie mieliśmy pojęcia, nikt nie wiedział, do czego one są. To wszystko bardzo pobudzało moją wyobraźnię. Wsiąkłam po prostu w historię i skarby. Skoro wspomniała pani o Bursztynowej Komnacie, jednym z największych, nieuchwytnych skarbów, to ja zapytam, gdzie ona jest? Dwa lata temu Tomasz Stachura, trójmiejski nurek, poszukiwacz wraków, wraz z ekipą Baltictechu odnalazł wrak statku Karlsruhe. Były przypuszczenia, może nieco żartobliwe, że to miejsce jej spoczynku. Tomasz Stachura to jest absolutny fenomen. Jest fachowcem, świetnie opowiada - ma wszelkie cechy Indiany Jonesa. Wraz z nurkami Baltictechu dokonali megaodkrycia. W polskiej skali takiego nie było od kilkudziesięciu lat. Swoją drogą wbrew pozorom to osiągnięcie przechodzi bez echa. To jest to, o czym mówiłam wcześniej - jest jakaś idea skarbu, czegoś, czego nie możemy dotknąć, zobaczyć, za czym wszyscy gonią, ta dziwna zależność dotycząca marzeń o skarbach. A tu jest konkret archeologiczny - wrak, cała powiązana z nim opowieść. Ludzie nie chcą się tym fascynować, oprócz oczywiście tych prawdziwych entuzjastów. Natomiast myślę, że Bursztynowej Komnaty we wraku nie ma. Spłonęła w Królewcu w 1945 r.?Tak, została zniszczona w trakcie bombardowania. Co ciekawe, w książce poruszam wątek filmu pt. „Ostatni świadek”, który został nakręcony w 1969 roku. Ma dokładnie taki sam tytuł jak moja książka. Główną rolę gra Stanisław Mikulski. Film opowiada historię ukrycia przez SS skarbów w kamieniołomie na terenie Polski. Esesmani wracają po latach, żeby ten skarb odzyskać. Proszę sobie wyobrazić, że scenariusz do tego filmu napisał pewien komunistyczny pisarz do spółki z żołnierzem podziemia niepodległościowego. Ten ostatni siedział w więzieniu, tym samym, w którymi osadzony był Erich Koch [ostatni nazistowski nadzorca Prus Wschodnich, niemiecki zbrodniarz wojenny - red.], który miał mieć informacje o losie Bursztynowej Komnaty. Jakim cudem władze komunistyczne pozwoliły na współautorstwo scenariusza komuś, kto z miejsca był dla nich podejrzany? Pytanie teraz, czy historia Kocha, Bursztynowej Komnaty jednego ze scenarzystów w jakiś sposób nie zafascynowała? Albo czy film nie był po prostu rodzajem prowokacji służb? Żeby ludzie o skarbach wciąż opowiadali albo żeby wskazywali jeszcze Niemców, którzy w Polsce zostali i mogli jakąś pracę dywersyjną prowadzić... Ciekawy jest wątek gdańskich obrazów...Od dłuższego czasu jestem w kontakcie z człowiekiem, który w latach 80. XX wieku kupował obrazy od pewnego handlarza sztuką z Górnego Śląska. Te obrazy były sprzedawane z garażu. Ich nowy właściciel zauważył, że miały z tyłu pieczątkę gdańskiego gestapo. Ponieważ były to obrazy modernistów i ekspresjonistów, usiłował zainteresować tym kilku muzealników. Bez skutku. Oczywiście biorę pod uwagę, że te obrazy wymagają dokładnej ekspertyzy, mogą być znakomitymi kopiami, podróbkami, ale warto się nimi zająć. Robią ogromne wrażenie. Chcę prześledzić ich losy i być może ktoś z Czytelników mógłby cokolwiek w tym temacie podpowiedzieć... Joanna Lamparska - z wykształcenia jest filologiem klasycznym i archeologiem sądowym, bierze udział w akcjach eksploracyjnych. Szuka ukrytych skarbów, pisze o nich książki, podróżuje daleko i blisko. Śledzi tajemnice Dolnego Śląska, zbiera informacje o zaginionych w czasie II wojny światowej zabytkach i dokumentach. Napisała kilkanaście książek, w tym wiele „przewodników innych niż wszystkie”, w których w pełen fantazji sposób prowadzi Czytelników przez niezwykłe historie zamków, pałaców i podziemi. Od 2012 roku jest dyrektorem Dolnośląskiego Festiwalu Tajemnic w zamku Książ, który również ofertyMateriały promocyjne partnera

skarby w starych domach